06 września 2014

Time is up

Od pewnego czasu zaczęłam wątpić w agencję, w rodziny, w mój wyjazd, a przede wszystkim w samą siebie. Naprawdę wydawało mi się, że uzupełniłam swój profil całkiem nieźle. Do tej pory nie odezwała się do mnie żadna amerykańska rodzina zarejeztrowana w Au Pair Care. Myślałam nawet, żeby przenieść się do IE lub wybrać inną agencję. Przyszłe au pair także mówią, że teraz jest już słabszy nabór kandytatek oraz skarżą się na brak match'y. To trochę irytujące. Nawet więcej niż "trochę". Ten rok chciałams spędzić inaczej. Zaczynam się martwić: co dalej? Miałam plan wyjechać we wrześniu, by za rok pójść na studia. Może jednak powinnam się zainteresować (bezsensowną jak dla mnie) ofertą studiów i naborem numer 23928752. Fantastycznie. Pod uwagę biorę jeszcze wyjazd do UK, jednak na samą myśl czuję się, jakbym miała wbity nóż w plecy. Po prostu nie chciałabym tam jechać. Perspektywa, humor, klimat, widoki, pogoda, akcent, możliwości, zarobki, rodziny - nie oferują tego, co USA, po prostu jedno wielkie NIE. Z drugiej strony jeszcze większe NIE stawiam przed zostaniem w domu rok.
W między czasie napisałam także do Pani z polskiego biura i agencji amerykańskiej, w związku z tym, co mogłabym uczynić, żeby miec jakieś matche. Zostałam poinstruowana, nieco wbrew sobie zmieniłam preferencje i czekam. I nic...
Zarejestrowałam się także na wszelkich możliwych portalach dla au pair. Napisałam do wielu rodzin, jednak zdecydowana większość nawet nie odpowiedziała z grzeczności. Kilka osób napisało także do mnie, ale zdecydowanie nie spełniali oni moich kryteriów. Poznałam także jedną fantastyczną rodziną, z którą miałam 3 rozmowy na Skype i wszystko wydawało się być idealnie, ale oni nie chcieli wejść w agencję z powodów finansowych. Dopiero po zapoznaniu się ze sposobem otrzymania wizy J1 (a szczególnie wniosku DS-2019) zrozumieli, że oni zaproszenia nie mogą mi wystawić. W ten sposób nasze drogi się rozeszły, a rodzina zdecydowała się na lokalną nianię.
W ciągu dwóch dni poznałam także dwie rodziny z Colorado. Rodziny widma. Po napisaniu im kilku szczegółowych maili z wieloma pytaniami, odpowiedziami - zniknęli.
Poczekam jeszcze do 2 tygodni maksymalnie, a później prawdopodobnie przenoszę swoją decyzję o wyjeździe do USA do UK, przy czym już teraz zaczynam rozlądać się za brytyjskimi hostami. Tak więc moje marzenie o USA pęka jak bańka mydlana (na rok i 4 następne lata studiów). [*]

A może cuda jednak istnieją...?






6 komentarzy:

  1. Ja bym się na twoim miejscu nie poddawała, skoro Twoim marzeniem był wyjazd do USA - bym została przy tym. Oczywiscie rozumiem, że zaczynasz wątpić ale z tego co mi wiadomo to niektóre dziewczyny czekają naprawdę długo na znalezienie rodzinki. Ja na Twoim miejscu bym się nie poddawała - ale to moja opinia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, zwykle nie piszę komentarzy, ale moja sytuacja była dość podobna.
    Bardzo chciałam jechać do USA, ale jakoś nic się nie kleiło, więc aby nie zostawać w domu pojechałam do UK. To nigdy nie było moim marzeniem, nie interesowałam się tym krajem, kulturą, nie bawił mnie ich akcent. A teraz, po półtora roku tam spędzonym nie zamieniłabym UK na żadną Californię ani NY. Wróciłam miesiąc temu, i strasznie za Londynem tęsknię. Wiem że nie jest to tak egzotyczne jak USA, ale jak spotkasz fajnych ludzi to twój rok może być świetny. I wbrew pozorom klimat, widoki, możliwości i zarobki są całkiem spoko jak się znajdzie odpowiednią rodzinę :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no laska, bez takich depresji :P Musisz trochę sie wyczekać. Wiem, że to wkurzające bo sama tak mam, ale myślę że w końcu i nam się uda :D Pomyśl może o jakichś studiach zaocznych i pracy, przynajmniej więcej będziesz mogła wydać w US ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma co się poddawać! Spójrz, że nie tylko Ty czekasz... dużo jest takich osób!
    Odpuść trochę i zobaczysz, że na lepsze Ci to wyjdzie :)
    Trzymam dalej kciuki, na pewno się wszystko powiedzie! :)

    OdpowiedzUsuń