17 listopada 2014

Pierwszy miesiąc

Miesiąc już za mną, w związku z czym nie udało mi się napisać posta, kiedy zamierzałam. Powinnam jakoś to podsumować, ale nie zrobię tego, bo moja przygoda wciąż trwa! Nie należę do tych, którzy chowają głowę w piasek i pomimo jakichś drobnych nieporozumień, wypaczeń, rozczarowań - nie uciekam. Kiedy brakuje mi energii do życia spaceruję, jeżdżę rowerem, zwiedzam! To nic, że moja ostania wycieczka rowerowa była zwieńczona ulewą w drodze powrotnej i katarem następnego dnia! Naśladuję jesień, staram się ją złapać, wdychać, zanurzyć się w niej! Mroźne ranki, uginające się krzewy pod ciężarem bujnej jarzębiny, która czerwienieje w ostatnich promieniach słońca, koty, który błagają a wycieraczce, by dostać się do wnętrza. Wszystko jest takie normalne i takie inne.



 Pierwszy tydzień listopada przywitał nas rozbłyskiem fajerwerków na niebie każdego wieczoru. Było naprawdę cudownie "stać z nosem w szybie" i podziwiać kolorowe niebo za oknem. Innym razem wybrałam się na kolację z hostami i ich znajomymi (którzy także mają au-pair) do restauracji. Punktem kulminacyjnym był pokaz fajerwerków oraz płonący stos siana na cześć Guya Fawkesa, który próbował obalić parlament i zabić króla w 1605 roku. Stąd słynna rymowanka:









Idąc do pubu, klubu czy au-pairowej spotykam znajomych i poznaję nowe osoby. Naprawdę miło jest siedzieć przy jednym stoliku i dostawiać nowe krzesła co chwilę. To taka nasza idylla, by uciec od codzienności i odetchnąć przez weekend. Poznałam także D. - francuską, z którą dogaduję się najlepiej!
Bardzo polubiłyśmy siebie, mamy podobne zainteresowania i wspólnie je rozwijamy. Planujemy razem wybrać się w przyszły weekend do Londynu. Dobrze jest mieć kogoś, kto w dodatku mieszka od Ciebie o "rzut beretem". 
Prawdziwym szaleństwem jest plan podróży na Islandię w przyszłym roku z gronem kilku nowych znajomych. Marzeniem jest zobaczyć aurorę, gejzery i popływać w basenie termalnym.



Siódemka to szczęśliwa liczba, w związku z czym hostka i jej znajome zorganizowały siódmego listopada kiermasz świąteczny w naszym domu. W tym dniu można było kupić biżuterię, kartki świąteczne, kosmetyki, szale... Celem sprzedaży było przekazanie zebranych funduszy na cele charytatywne.





Lampki oraz bombki świąteczne to nie tylko element dekoracyjny w naszym domu, ale również w wielu miastach. Piosenki świąteczne rozbrzmiewają na ulicach od kilku tygodni, witryny w sklepach przyciągają klientów, by wybrać prezenty świąteczne. Dzięki temu pośpiechowymi "Christmas time" traci swoje znaczenie. Komercja jest wszędzie! Wczoraj spotkałam kobietę, która pozowała do zdjęć w stroju królowy śniegu, widziałam sztuczny śnieg, który produkowała wielka maszyna na market square oraz słyszałam koncert świąteczny w centrum handlowym. A przecież jeszcze ponad miesiąc... 





W ostatnim czasie wzięłam także kilka lekcji z instruktorem nauki jazdy i tak oto w sobotę rano odebrałam mój samochód z LONDYNU. W drodze powrotnej jechałam za moim hostem, ale i tak był dreszcz emocji - auto, którego jeszcze nie znam, double carriage way, nikt mi nie podpowiadał co powinnam, a czego nie - oczywiście nie uniknęłam jazdy prawym pasem (na szczęście po ułamku sekundy zorientowałam się, że jadę pod prąd i uniknęłam stłuczki, ufff...). Inhale, exhale, inhale, exhale - moja mantra przez całą drogę. Potrzebuję więcej praktyki i będzie w porządku. Rano zawiozłam małego do szkoły, a po 15-stej go odbieram, co oznacza nowy obowiązek dla mnie. 



W tym tygodniu "naładowałam swoje akumulatory" i jestem naprawdę zadowolona! Przyzwyczajam się powoli do brytyjskiej pogody i stwierdzam, że nie warto marnować czasu! Wczoraj w asystencji mgłi, chmur, mżawki i ulewy spędziłam dzień w Cambidge! 40 minut spędzonych w pociągu skłoniło mnie do refleksji, czy to oby nie jest pendolino?! Jakość brytyjskich kolei jest nieporównywalna do tych w Polsce. Moja wczorajsza podróż wywarła na mnie ogromne wrażenie! Miasto jest przepiękne! Wyczytałam w internecie, że jest podobne do Krakowa - moje ulubione miejsce w Polsce - tak też jest, chociaż gołębi nie spotkałam. Różnorodność architektury, wysoki rozwój nauki, obcowanie z kulturą, turystką było fenomenalnym doświadczeniem. Czuję, że oddycham! Mogłabym tam mieszkać - studiować też! Niestety, zwiedzenie wszystkiego w ciągu jednego dnia to stanowczo zbyt mało, jednakże wykorzystałam swój czas w pełni. Dzięki pieszej wycieczce odkryłam wiele miejsc, ale prawdziwy urok znalazłam zanurzając się w głąb pustych uliczek.








 Centrum miasta było pełne życia pomimo tak okropnej pogody:

















Trinity College



Trinity College Chapel









Punting





The Fitzwilliam Museum